środa, 8 lipca 2015

(Prawie) Bez prokrastynacji w tytule

Biorąc pod uwagę fakt, że symbolem mojej prokrastynacji stało się przekładanie daty założenia bloga przez ponad dwa lata, czuję się jakbym odniosła wielki sukces. Ups... Niestety. Nie czuję się tak. Jak na razie to mam jedynie satysfakcję z tego, że zaczęłam i ogromne nadzieje na przyszłość.

Wydaje mi się, że jestem stworzeniem, które jest stworzone do pisania. Przedmioty humanistyczne nie sprawiały mi większych problemów, może z wyjątkiem historii, której nie chciało mi się uczyć. W zasadzie to nauki ścisłe też zwykle szły mi dobrze, ha! ;) Niemniej jednak, swą ścieżkę zawodową obrałam w dziedzinie humanistyki. Teraz wszyscy pomyślą, że skończyłam polonistykę... Otóż, nie! Ale o tym kiedyś, kiedyś...

Gdy byłam nastolatką to moim wielkim marzeniem stało się napisanie książki. Zrodziło się to po przeczytaniu dziesiątek książek, które zawsze lubiłam. Moje dzieciństwo pamiętam jako głównie siedzenie z książką w swoim pokoju i czytanie, zwłaszcza w długie zimowe wieczory albo w deszczową pogodę, którą uwielbiałam. Do dzisiaj została mi ta sympatia do deszczu, choć czasu na czytanie mam mniej niż bym chciała. Impuls do napisania książki pojawił się u mnie chyba po tym, jak przeczytałam pierwszą książkę o Harrym Potterze. Byłam wtedy tak zafascynowana tą historią, a właściwie autorką, która była w stanie stworzyć tak zawiłą fabułę, że chciałam być jak ona. Chciałam, żeby moje nazwisko widniało na okładce słynnych, poczytnych książek. Pamiętam, że miałam nawet pomysł na historię, którą stworzę. Szczegóły już niestety wyleciały mi z głowy, ale przypuszczam, że gdybym napisała tę książkę w ówczesnym wyobrażeniu to sama J. K. Rowling mogłaby posądzić mnie o plagiat ;)

Dlaczego zrezygnowałam z tego marzenia? Hmm, w zasadzie to chyba nigdy z niego nie zrezygnowałam. Po prostu brakowało mi kogoś, komu mogłabym pokazać swój talent i kto mógłby mnie poprowadzić przez wszystkie techniczne aspekty. Były to jeszcze czasy bez ogólnodostępnego Internetu, chociaż nie było to wcale tak dawno temu. Jako nastolatka byłam bezsilna w tej materii i nie miałam pojęcia co powinnam zrobić. Muszę przyznać, że częściowo wstydziłam się takiego pomysłu - było to moje bardzo intymne marzenie. Nikomu o tym nie powiedziałam.

Teraz, gdy minęło ponad 10 lat od tamtego momentu, widzę jak wszystko szybko się zmienia. Zmieniamy się my - ludzie, zmienia się nasz wygląd, charakter, niekiedy preferencje i styl bycia. Można to wszystko podciągnąć pod termin "przemijanie", który ma jednak raczej smutny wydźwięk. Przychodzą takie chwile w życiu człowieka, kiedy zdajemy sobie bardziej niż kiedykolwiek sprawę, że wszystko płynie...

Cieszę się, że mogę tutaj wyrazić te swoje splątane myśli i w pewien sposób dać sobie odpocząć :) może znajdzie się też ktoś, kto podziela moje rozważania i obawy i będzie mógł się uspokoić po przeczytaniu moich postów.

Jesteś tam?

wtorek, 23 czerwca 2015

Prokrastynacja - Krok 3 - Szybkie podjęcie leczenia

Niesamowite jest to, jak motywujące działanie na człowieka ma upublicznienie jego zamiarów. Nie pamiętam już czy słyszałam o tym na zajęciach z psychologii na studiach czy czytałam w słynnej książce Roberta Caldiniego pt. "Wywieranie wpływu" (którą gorąco polecam). W momencie gdy powiemy komuś onaszych zamiarach, o tym jakie mamy plany i co chcemy osiągnąć, zaczynamy bardziej się o to starać. Przyczyna jest prosta - nie chcemy dopuścić do sytuacji, w której ktoś zobaczy, że nam się nie powiodło.

Tak jest też u mnie. Wczoraj pisałam o uświadomieniu sobie skali problemu, a dzisiaj od samego rana działam w tym kierunku. Mam nadzieję, że dobra passa będzie trwała przez długi czas.

Jestem człowiekiem, który ma niesamowicie skomplikowaną naturę. Z jednej strony można mnie uznać za pedantkę, bo najlepiej mi się pracuje przy biurku z idealnie poukładanymi elementami, gdzie komputer stoi równolegle do bocznej krawędzi biurka, telefon leży równiuteńko na przeznaczonej do tego celu podkładce, a kawa w kubku stoi na podstawce w odpowiednio dobranym kolorze. Tak, zawsze uważałam, że są to symptomy pedantyzmu. Określałam się w ten sposób w wielu sytuacjach do momentu, gdy mój partner zwrócił mi uwagę, że pedanci... chyba zawsze mają porządek. A ja jestem w tym zupełnie inna ;) lubię sprzątać, lubię ten porządek tworzyć, ale zupełnie nie potrafię o niego dbać i w błyskawicznym tempie potrafię go zniszczyć. W moim miejscu pracy często panuje tzw. "artystyczny nieład", który doprowadza mnie samą do szału, gdy chcę zacząć pracować. Zaczynam wtedy często od porządkowania rzeczy, co zabiera mi całą masę czasu na właściwą pracę. Ojojojoj. Mam nadzieję, że po napisaniu tego tutaj znowu uda mi się dać sobie energetycznego i motywującego kopa, który uświadomi mi, że dbanie o porządek i stworzenie odpowiedniego systemu do pracy jest kluczową drogą do sukcesu.

Domyślam się, że moje pierwsze posty na tym blogu są nieco chaotyczne i w zasadzie można powiedzieć, że są o wszystkim i niczym. Sądzę, że po jakimś czasie się to zmieni, a będzie to w tym momencie, gdy wyrzucę z siebie wszystkie splątane myśli i będę miała w głowie tylko eleganckie szafeczki z równo poukładanymi pomysłami. Z zajęć z psychologii pamiętam również to, że dobrą terapią dla umysłu jest przelewanie wszystkiego na papier. Zajęcia, na których się tego dowiedziałam, dotyczyły co prawda głównie złych emocji i były związane ze sposobami pomocy ludziom, którzy doświadczyli różnych życiowych tragedii. Sposobem na traumę, wg psychologów, miało być wylanie złych uczuć na papier, a następnie zniszczenie ich, bez pokazywania komukolwiek innemu. Taki eksperyment został po raz pierwszy przeprowadzony przez psychologów na kontrolnej grupie kobiet będących ofiarami przemocy. Efekty były na tyle zdumiewające, że popularyzuje się tę metodę jako metodę radzenia sobie w sytuacjach trudnych. Działanie metody jest bardzo proste - uczucia, jakie nam towarzyszą, zaczynają się w naszej głowie. Gdy pozbędziemy się ich i zmienimy ich "miejsce zamieszkania" poprzez spisanie ich, pomoże to nam przezwyciężyć te ciężkie uczucia. Spisywanie pomaga również uporządkować myśli, o których nasz mózg nie chce zapomnieć. Wyrzucanie natłoku myśli w formie pisanej ma na celu pozbycie się ich na dany moment dzięki świadomości, że w razie potrzeby lub ochoty powrócenia do pewnych spraw, mamy je uwiecznione w znanym nam miejscu.

To tylko część porcji, jaką chciałabym wyrzucić z siebie dzisiaj. Wracam do mojego zabałaganionego pedantyzmem życia i wrócę tutaj prawdopodobnie jutro :)

Do napisania!



poniedziałek, 22 czerwca 2015

Prokrastynacja - Krok 2 - Ocena skali problemu



Nie ma to jak przekonać się o własnym problemie, jak można go zobaczyć czarno na białym. Mówię o sobie i o ciągłym odkładaniu rzeczy na (nigdy-nie-następujące) potem. Moje lenistwo i trudności w dążeniu do celu widać od pierwszych chwil istnienia tego bloga. Nie chcę nawet myśleć, ile czasu minęło od pierwszego posta, ale ta prosta matematyka sama pcha się do głowy.

Można sobie tłumaczyć niepowodzenia na wiele różnych sposobów. Nawał pracy, ciągłe zmęczenie, nadmiar obowiązków i zbyt krótka doba to tylko niektóre z nich. "Takie mamy szybkie czasy" powie ktoś inny. Ale czy czasy w niektórych aspektach nie są takie same jak dawniej? Od zawsze ludzie musieli spełniać różne wyzwania, podejmować się działań zmierzających do jakiegoś celu i też, prawdopodobnie, szło im to raz lepiej a raz gorzej. Dobrze jest sobie uświadomić pewne rzeczy, żeby uspokoić sumienie i rozgrzeszyć się przed samym sobą.

Nie zamierzam się dalej obwiniać tym, że nie zrobiłam w przeszłości tego co zamierzałam. Że nie spełniłam niektórych swoich oczekiwań, a zwłaszcza oczekiwań innych wobec mnie. Niedawno zdałam sobie sprawę z tego, że moje życie jest tylko MOJE i to TYLKO ja mam prawo decydować o tym, co chcę w tym życiu robić. Nie chcę tu wyjść na egoistkę, która nie zwraca uwagi na innych ludzi. Nie o ten aspekt własnego życia mi chodzi. Mam na myśli raczej to, że do tej pory zbyt mocno brałam sobie do serca oczekiwania innych ludzi wobec siebie. Za bardzo przejmowałam się opinią innych ludzi, której i tak w większości przypadków nie usłyszałam. Często były to tylko przypuszczenia, że muszę zrobić coś tak, a nie inaczej, żeby wszyscy wiedzieli, iż jestem przykładną studentką, pracownicą, żoną itd. Tak właściwie na co to komu? Doszłam do takiego momentu, w którym wiem co jest dla mnie najważniejsze, a co jest tylko obok mnie, co nie ma dla mnie większego znaczenia i prędzej czy później przeminie.

Podsumowując ten krótki wpis, zwrócę jeszcze uwagę, że mogę nie okazać się przykładną blogerką. Mogę publikować posty na blogu raz w tygodniu, miesiącu, raz na dwa miesiące, a jak mnie najdzie ochota to i codziennie (czy są ograniczenia co do ilości postów na dzień? ;) ). Nie chcę się już ograniczać w tej jakże prywatnej i intymnej sferze. Chcę się tutaj udzielać w swoim własnym rytmie.

Jestem w końcu imperfekcjonistką.

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Prokrastynacja - Krok 1 - Postawienie diagnozy

Pierwszy post na tym blogu poświęcam notatce o zjawisku, którego doświadcza każdy z nas. Choć jego nazwa jest długa i niełatwa, podejrzewam, że każdy choć raz ją usłyszał. A jeśli nawet nie - nie ma to większego znaczenia, bo owe zjawisko na 99% u większości z nas wystąpiło. O czym mowa? Nic prostszego - prokrastynacja jest już przecież nawet w tytule.

Czym jest? Niczym innym jak zwlekaniem z rozpoczęciem działania, odkładaniem wykonywania różnych czynności, a najprościej mówiąc - lenieniem się. Tak, moi drodzy czytelnicy (których jeszcze nawet nie mam ;)). Nazywajmy rzeczy po imieniu: jeśli odwlekam założenie bloga od kilkunastu ładnych miesięcy, jeśli wymyślałam już różne nazwy, tematyki, formuły, projekty i inne jakże istotne elementy mojego miejsca w sieci, a jeszcze nie zdążyłam na dobre się za to zabrać, to oznacza tylko tyle, że jestem okropnym leniem. Ała, boli, jak sobie o tym głośno napisałam. Cóż, nie ma to jak porządne uświadomienie sobie, że jeśli chcesz działać to działaj, a nie planuj. Szkoda czasu na planowanie, że nową czynność najlepiej zacząć wprowadzać z początkiem nowego miesiąca, najlepiej pierwszego dnia rano (dobrze, żeby było to w weekend - jakżeby inaczej), o określonej godzinie, aby czynność ta od razu miała sens i dała mi mocnego kopa do dalszego działania i stawiania czoła konsekwencjom. Od dzisiaj, planowaniu "strategicznemu" mówię nie!

http://www.chyba-ty.pl

Tym właśnie sposobem, 6 kwietnia 2015 roku, o godzinie 21:58, w poniedziałek, zaczynam pisanie bloga i gdzieś mam moje wcześniejsze postanowienia.